poniedziałek, 23 lipca 2007

Biegacze – wybawcy, czyli tożsamość krótkodystansowca i bieg wydarzeń w pętli czasu.



Światła wielkiego miasta. Scena końcowa. Charlie Chaplin zmierza ku słońcu.Manhattan. Wypadek samochodowy. Dustin Hoffman dobiega do granic własnego strachu.




Mszana Dolna. Codzienność. Stadion.


Kilka osób w zadyszce albo w zapatrzeniu przemierza bieżnię. Jedyny regularny kształt w mieście. Wielokrotnie powiększony ślad. Bieg historii ograbił go z rzeczywistego przeznaczenia. Zamkniętą bramę stadionu pokonuje się poprzez zignorowanie. Furtka tylnego wejścia, zgrzytem oznajmia obecność wybawców. Zanim rozpoczną bieg usiądą na trybunach żeby zmotywować przyszłość. Zen nakazuje wykonywać czynności koncentrując się wyłącznie na nich. Bez zbędnego akompaniamentu. Jedząc – jedz. Leżąc – leż tylko. Sadząc rzodkiewkę albo drzewo – sadź rzodkiewkę albo drzewo – nic poza tym. Biegać znaczy nie myśleć, nie rozmawiać z nią w myślach, nie pytać go o nic, nie planować jutra, nie liczyć na szczęście, nie pogrążać się w smutku. Być ciałem w ruchu. Trudno jednak, nawet najmniej rozumnym wybawcom utrzymać stan bezmyślności. Pomocne w tym względzie mogą okazać się koany. Tajemnicze pytania z kręgu pozornie absurdalnych. Szukając na nie odpowiedzi można stopniowo wyłączać myślenie.

1. Czy bieżnia stanie się niewidoczna, jeśli przykryjemy ją własnym wyrzutem sumienia?

2. Jaka przyszłość czeka klub sportowy „Turbacz”, jeśli zostaną pod nim odkryte niewidoczne złoża diamentów?

3. Jak odczuwamy wiatr, który nie wieje?

Jeśli znajdziesz odpowiedź to znaczy, ze nie rozumiesz istoty pytania albo jesteś oświecony. Gratulujemy i współczujemy jednocześnie. Abstrahując jednak od filozoficznej i w z sadzie pseudointelektualnej gmatwaniny tez i zawirowań przyjmijmy ze spokojem, że świat jest w istocie taki, jakim go postrzegamy.

Załóżmy dres zatem, uśmiechnijmy się do lustrzanego przyjaciela, ukłońmy się mszańskiemu nieznajomemu, który wie więcej o nas niż my sami. Przestańmy wreszcie używać liczby mnogiej. Wybierz się na ten zamknięty stadion wreszcie i biegnij dopóki liczba oddechów na minutę nie przerazi cię zanadto.

Zostań wybawcą.! Dlaczego wybawcą? Odpowiedź jest na tyle oczywista, że aż wstyd na głos albo na łamach wyjaśniać... przecież wiesz.

Temat rzeka jakoś płynie… - strumień świadomości.


Nic nie wyznacza drogi w tak naturalny sposób, jak płynąca rzeka. Jesteśmy drobinkami wody w rwących strumieniach górskiej rzeki. Nasze wyobrażenia o sobie samych rozbijają się o twarde skały trzeciorzędowych skamielin. Wypłukujemy doliny naszej świadomości by ostatecznie zanurzyć się w bezkresie jednego z trzech oceanów.

Pośród niskopiennej roślinności wije się niepostrzeżenie przeźroczysty dusiciel. Wymyka się spod kontroli betonowych tam i zbrojonych wybrzeży, meandrując i szeleszcząc jak ta lala. Wędrowniczka, kusicielka, taka ona. Jak gdyby nigdy nic – faluje …Wśród ciemności zobaczyłem jasność, była blisko… Niejednokrotnie zalewała i topiła, teraz zbiera całe rodziny, by cieszyć chłodem swym, gdy skwar na zewnątrz nieprzejednany. Jest zielona, szara i niebieska, choć taka przeźroczysta. Odbija światło dnia i nocy, błękit nieba i zieleń traw, nasze twarze – ta bez twarzy, taka ona. Płynie …Względem kolejnego zakrętu brakowało mi jeszcze kilku kroków, gdy nagle… Pływają w niej dzieci, kąpią się domowe zwierzęta, bytują ryby. Czy ktoś wie gdzie ma swój początek, czy jest tylko chwilą, czy też nigdy się nie kończy? Drażni słuch, przyciąga wzrok, czasem śmierdzi. Taka ona. Bezwstydna …Szept jej wydał mi się znajomy, lecz dobiegł mnie jakby zza węgła… Omija wzniesienia, płynie zawsze popod mosty, drżącą siła wdziera się na równiny, tnąc ich gładkie brzuchy nieraz podwakroć. Ciągle biegnie, ucieka jak najdalej stąd, nieprzerwanie zmienia formę, by nie dać się poznać, zgłębić, ujarzmić. Jej celem horyzont, taka ona …Weź tę rękę – rzekła postać nieznajoma… W niej roślinność wesoła i odpad przemysłowy. Wilgotny byt, pogłębiający względną wysokość, nim sięgnie ponownie depresji. Rośnie w siłę, galopuje w rytmie uderzeń o brzeg, nurkuje i znów się wynurza. Taka ona …Dałem się porwać jej dłoniom, niesiony na spotkanie przeznaczeniu… Jest już pod mostem. Minęła właśnie 13 tamę, zaraz dopłynie do młyna. Coraz szybciej i szybciej. Szumi na wietrze lękliwa gęstwina. Wpadła do Raby!!! – Och, jaka szkoda… Obudziłem się na tamie. Wokoło nie było nikogo. Ognisko dawało znać, że zaraz zgaśnie. Pięć, dziesięć, piętnaście. A rzeka płynie. Taka ona.

W kolejce do El Dorado.


Dnia 15 czerwca w piątek wieczorem w centrum Mszany Dolnej miała miejsce nietypowa KOLEJKA. Można by pomyśleć, że ktoś rzucił Prince Polo, gdyby nie fakt, że mamy 2007 rok i specjał ten jest ogólnodostępny. Stając prawie na końcu miałam czas przyjrzeć się czekającym ludziom i pomyśleć o życiu. Abstrahując od tej całej sytuacji i kolejki, stwierdzam, że czasami warto zatrzymać się w publicznym miejscu na parę minut i spróbować zgłębić podświadomość tego pięknego, a jakże niesamowitego i dziwnego świata. Okiem człowieka, który ma za sobą nie jedno wirtualne przeżycie i nie jedno już widział w Internecie, a nawet pamięta I i II wojną światową z lekcji historii, przyjrzałam się krytycznie, a jednocześnie obiektywnie, czekającym obywatelom Rzeczpospolitej. Widziałam zniecierpliwionych ludzi, niemogących się doczekać tej właściwej chwili. Doskonale ich rozumiałam, sama nie wiedziałam, kiedy wreszcie nadejdzie mój czas, kiedy wreszcie to ja będę mówić: czego chce i czego mi potrzeba. Widziałam też ludzi zdenerwowanych tą całą sytuacją, nie wiedzących, jaką cenę przyjdzie im zapłacić za swoją zachłanność. Widziałam też młodych ludzi udających, że znaleźli się tu całkiem przypadkowo, pozornie zainteresowanych, spokojnie konwersujących ze znajomymi, ale to właśnie oni mieli najwięcej do ukrycia i do stracenia. Zdradzały ich trzęsące się ręce, zdradzał ich załamujący się od czasu do czasu głos. Rozumiałam ich strach, doskonale wiem jak to jest, gdy się nie ma dowodu. Nadeszła wreszcie moja chwila, wreszcie to ja byłam na czele tych wszystkich ludzi. Stając naprzeciwko kobiety w średnim wieku, od której biła i porażała życiowa mądrość, która stała tak blisko, a jednocześnie tak daleko odgrodzona przepaścią i zabezpieczeniami nie do przebicia, czułam na sobie podejrzliwe oko kamery. Uśmiechnęłam się pewnie i poprosiłam o zapałki i gumy orbit. Wreszcie mogłam zapłacić za swoje zakupy. Wychodząc ze sklepu w poczuciu zadowolenia i spełnienia, wiedziałam, że jeszcze tu wrócę.

Wywiad środowiskowy


W niniejszym numerze gościem jest „Pani Ściana”, którą to zapewne często mijacie pędząc za swym życiem:

(DN) - Witamy serdecznie czy zechciałaby Pani udzielić odpowiedzi na kilka mniej lub bardziej niż mniej istotnych pytań?

(PŚ) - Bardzo chętnie, aczkolwiek nie przywykłam do tego typu zajść …

(DN) - Tak więc zaczynajmy… Krążą pogłoski, iż jest Pani jedną z najstarszych rangą ścian, jakie stoją murem na tym terenie… czy to prawda?

(PŚ) - No cóż, stawia mnie pan pod ścianą, ale odpowiem, że to nie plotki, bo razem z Ceglinką, którą to pragnę z tego miejsca serdecznie pozdrowić, stoimy na czele weteranek w tym mieście.

(DN) - No fakt faktem nie da się ukryć, że przydałaby się Pani delikatna renowacja…

(PŚ) - Od 29 lat się o to doprosić nie mogę, ale ostatnio wiem z dobrych źródeł i powiem panu w zaufaniu, że niejaki Edmund z fundacji „Podaruj Ścianom Słonecznik” oraz Pani Lukrecja z Firmy „Nowy Zaścianek” zdeklarowali się zasponsorować mi lifting. Jednak nie może się to odbyć bez udziału współmieszkańców, do których z tego miejsca serdecznie apeluję aby wysyłali przelewy gotówkowe na konta ww. stowarzyszeń z dopiskiem „Ratujemy Ściany”!

(DN) - Miło słyszeć, że jest jeszcze ktoś, kto przejmuje się Waszym opłakanym stanem, zwłaszcza bezinteresownie, a co do niego to widzimy, że jest pani pomyziana przeróżnymi sloganami oraz masą wszelakich przekleństw i hasełek. Co Pani na to?

(PŚ) - Ech… (delikatna frustracja) bardzo nie lubię, jeżeli na łamach mojej cery jakieś osoby z reguły analfabeci wyrażają swoje poglądy polityczne, niemniej drażnią mnie też wybazgrane na szybkiego wszelakiej maści przekleństwa oraz jakieś bohomazy mylnie uznawane przez większą cześć populacji za graffiti, a nie mające tak naprawdę z nim nic wspólnego.

(DN) - I tym oto właśnie jakże bardzo przemiłym akcentem pragniemy zakończyć pierwszy a zarazem nie ostatni odcinek z cyklu „Wywiad Środowiskowy”. Nie pozostaje Nam nic innego jak życzyć Pani szybkiej rekonstrukcji i otrzymania wymarzonego pigmentu!!

(PŚ) – Ja też dziękuje i pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników „Dobrej Naszej” bez względu na płeć, wiek, rasę, wyznanie, poglądy polityczne, ulubiony kolor i rozmiar buta…

PYKALOSZKI 1

PYKALOSZKI 2

Potrzeba „Nowej Drogi”



„Idziemy sobie po pasach,

Samochodzik sobie jedzie,

Produkuje nowe spalinki,

O jejku, skończyły się pasy,

Czerwone, zielone,

Potrzebujemy nowej drogi,

… Która nas oswobodzi!”

- Wiersz otwierający IV Gminne Posiedzenie

Rady Drogowej Gminy Mszana Dolna.




Dnia 02.06.2007 w siedzibie władz gminy przy ul. Samochodziarzy, odbyło się spotkanie robocze grupy nadzorującej przebudowę infrastruktury transportowej miasta Mszana Dolna.




Obrady rozpoczął tradycyjnie mer gminy 30-to minutową prelekcją zatytułowaną ”Stan dróg w Mszanie”. Nakreślił on pokrótce problemy, jak i stojące przed społecznością Mszany wyzwania; odnośnie dróg, w zbliżającej się przyszłości. Grupa robocza „Za Mostem” oraz zespół „Na Pańskim” wyraziły chęć dalszej współpracy w rejonie ulicy Marka, natomiast grupa „Przy Pekaesie” zasygnalizowała problem zachowania starej brukowanej ulicy Starowiejskiej od zalania asfaltem, co jednocześnie wiązałoby się, zdaniem zespołu, ze skazaniem tradycji na śmierć. Po uroczystym obiedzie członkowie wszystkich grup trzymając się za ręce odśpiewali uroczyście „Boże coś Polskę”. W końcowym przemówieniu mer serdecznie podziękował i ogłosił tekst „Deklaracji”. Test jest dostępny w DZ.U. nr 158/3/21.

Ludzie i zwierzęta


Nastała głęboka noc. Rozespany myśliwy przecierał zmęczone oczy. Czy mysikrólik wie, co go czeka? Czy wiosna okaże się łaskawa dla jego losu? Miał domek na drzewie. Nic specjalnego, ot zwykła drzewna ziemianka. Pani Mysikrólik szczebiotała na myśl o nowym, lepszym jutrze. Maleństwa cicho dyszały w ciemnej izdebce domku z gliny. Mysikrólik miał obawy przed zbliżającym się nocnym lotem. W takich chwilach patrzył na gałęzie. Ruszone wiatrem wydawały kojące dźwięki. Noc wietrzna, chłodna i przerażająca ogarniała całą swoją istotą, serce i rozum Mysikrólika. Gdyby był człowiekiem spałby zapewne. Tak jak myśliwy, który zbudzi się wczesnym przedpołudniem i wróci do domu. Domu z gliny i gałęzi. Popatrzy na mały czarny punkt i pomyśli, że to miejsce jego przeznaczenia. Mysikrólik zaś, ucieszył się, ale jego euforia trwała krótko.

Plastikowa utopia rybkowa

Hop do góry nad lśniącą toń,

Polimer, plastik, resztki Coli,

Zawirował świat konsumpcyjnych odpadów,

Samotne styro-podobne,

Ławica Fant,

Drapieżne Tymbarki,

Wśród kamiennych raf,

Zapomnianych buteleczek utopijny świat,

… a dżeka płynie.

Nowynky.

Przed sklepem Centrum miała miejsce niezwykłą konsumpcja. Grupa pracowników firmy remontowo budowlanej „Złota Kielnia”, spożyła pizzę z salami podczas przysłowiowego fajrantu. Ten swoisty lunch, odbył się przy gromkim aplauzie amatorów napoju „Wystrzałowe Jabłuszko”, którzy nie wiedzą, że świat jest piękny. Uroku tej wyniosłej chwili dodał fakt znajdowania się owej pizzy w pudełku.

Symfonia z syfonu

„ …gram dla ludzi” – Zlatyo Gwirzynin. Koncert muzyki współczesnej w Mszanie Dolnej.


Dnia 6 czerwca 2007 roku w naszej miejscowości odbył się koncert znanego wirtuoza muzyki niezależnej granej na sprzęcie AGD. Występ otworzyła kompozycja „4:33” - Johna Cagea. Następnie Zlatyo Gwirzynin wykonał 3 utwory ze swojej najnowszej płyty „Akszobhia”. Zaskoczeniem było użycie przez artystę niestandardowych bomek. Jego kompozycja rozbrzmiewała wśród sklepowych półek, przez co wytworzyłą się atmosfera niezwykłej głębi. Wydawało się, że muzyka, jeszcze długo po wybrzmieniu ostatniego akordu, wypełniała przestrzeń aż po sufit, co w niezwykły sposób korespondowało z utworem rozpoczynającym koncert. Zlatyo w pełnym skupieniu, celebrował moment czyszczenia instrumentu po skończonym występie. Ten genialny kompozytor pochodzi z małej górskiej wioski we wschodniej Bułgarii. Bieda i chęć poznania świata sprawiły, ze postanowił zająć się muzyką - redefiniując, jak się później okazało, kanony współczesnej muzyki granej na sprzęcie AGD. On sam opisuje swoją twórczość jako „… dążność do absolutu drogą „Neti, Neti”…”. Jego zamierzeniem jest doprowadzenie odbiorcy do wspaniałych bezforemnych stanów. Tym razem jednak Gwirzynin zagrał dla pustej sali.

Wystartował blog czasopisma DOBRA NASZA !

Pragniemy serdecznie zaprosić do podglądu oraz komentowania naszego bloga.